czwartek, 24 stycznia 2013
Refleksje nad systemem sportu polskiego.: Prezydent L. Kaczyński się zabija!!!
Prezydent L. Kaczyński się zabija!!!
NAJNOWSZE INFORMACJE....! Wiemy już ze 10 kwietnia nie było awarii samolotu, nie wybuchła bomba termobaryczna, nie było meaconingu, nie było sztucznej mgły ani rozpylanego helu, feralna brzoza nie była specjalnie zasadzona, pilot znał prawidłowe ciśnienie na Siewiernym, .nie było ruskiego magnesu, nie było dobijania rannych /przy przeciążeniu 100g w momencie katastrofy nie było żywych do dobijania/. Nie stwierdzono też przestrzelenia sterów samolotu przez Ruskich ani wywrócenia przez wojsko wraku Tupolewa do góry nogami. Wszystkie te tezy lansowane przez pisowskie media i polityków w celu ukrycia prawdziwych przyczyn katastrofy i tumanienia ludzi, nie znalazły potwierdzenia w faktach. Był za to durnoning. A wobec tej przypadłości medycyna jest bezradna. Na życzenie Lecha Kaczynskiego, który miał kłopoty z doświadczonymi pilotami i ścigał ich karnie i dyscyplinarnie za niewykonywanie jego poleceń podczas lotu /vide lot do Gruzji w 2008r/, samolotem dowodził młody, świeżo awansowany kapitan. Gwarantowało to prezydentowi ze będzie bez przeszkód komenderował samolotem. Na pokładzie nie było rosyjskiego lidera-nawigatora bo zrezygnowała z jego usług strona polska wystosowując formalne pismo do Rosjan że załoga zna rosyjski język i procedury. Nieoficjalnie wiadomo ze minister Szczygło komentował ze Rusek nie będzie mu się pętał po samolocie. Start zaplanowano na 06:00, jednak kancelaria prezydenta, aby się lepiej wyspać, przesunęła go na 07:00. Kapitan Protasiuk początkowo odmówił startu, gdyż nie otrzymał prognozy pogody ze stacji meteo. Start wymusił jednak dowódca Sił Powietrznych RP, protegowany Lecha Kaczyńskiego, gen. Błasik i to on a nie dowódca samolotu zameldował prezydentowi o gotowości samolotu do startu. Ostatecznie samolot wystartował o 07:27. W trakcie lotu, kontroler z lotniska polowego Siewiernyj dwukrotnie, zupełnie jednoznacznie poinformował załogę ze nie ma warunków do lądowania i zasugerował jej udanie się na lotnisko zapasowe. Pilot powinien niezwłocznie to uczynic. Jednak czekał na decyzje prezydenta – głównego fachowca lotniczego na pokładzie samolotu – poinformowanego o sytuacji /pośredniczył dyr. Kazana/. W tym czasie prezydent kontaktował się z bratem Jarosławem, również wielkim ekspertem lotniczym. Sprawa była poważna bo początek uroczystości i transmisje TV zaplanowano na 09:30 i miał to jednocześnie być triumfalny początek kampanii wyborczej Lecha. Z pewnością nie mogła się ona rozpocząć od lądowania na lotnisku zapasowym w Witebsku u Łukaszenki. Jaka była decyzja prezydenta możemy wywnioskować po obecności gen. Błasika w kokpicie i po tym ze pilot podjął próbę podejścia na wysokośc decyzji /100 m/ aby sprawdzic czy Ruscy nie kłamią z ta mgłą aby utrudnic reelekcję Lecha Kaczyńskiego, ośmieszajac jego wyprawę. Kapitan Protasiuk był jedynym członkiem załogi znającym język rosyjski i w końcowej fazie lotu był nadmiernie obciążony lądując przy niemal zerowej widzialności, prowadząc jednocześnie komunikację słowna z kontrolerem lotu na lotnisku Siewiernyj i zabawiając rozmową gen. Błasika. W rezultacie kpt. Protasiuk schodził ze zbyt dużą prędkością opadania – 8 m/s zamiast 4 m/s – a następnie nie widząc ziemi chcial odejsc na drugi krąg na automacie wciskając przycisk „odejście”. Jednak ten przycisk nie działał na lotnisku bez systemu ILS o czym pilot nie wiedział lub zapomniał. Pierwszy raz w życiu odchodził na drugi krąg. W tym momencie samolot znajdował się na wysokości 39 m nad poziomem lotniska a nie 100 m jak informował kapitana nawigator mający nalot na TU-154 zaledwie kilkanaście godzin (!). Przyczyna tego błędu było posługiwanie się przez załogę wysokościomierzem radiowym a nie barycznym. Zemściło się zaniechanie, z powodów politycznych /nalegali na to nasi sojusznicy z USA/, szkolenia pilotów na symulatorze w Moskwie przez stronę polska. Kłamliwie tłumaczono to oszczędnościami. Załoga z niezrozumiałych powodów ignorowała też ostrzeżenia Terrain ahead/Ziemia z przodu/, i instrukcje Pull up !/Ciągnij w górę!/ nadawane automatycznie kilkanaście razy przez system TAWS. Zapewne tych ostrzeżeń nikt nigdy nie słuchał i tak było i tym razem, Nie robiły tez na załodze wrażenia kolejne wysokości samolotu nad powierzchnią ziemi podawane przez nawigatora – ostatnia 20 metrów. Być może wydawało im się że bezpiecznie lądują ? Dopiero zobaczywszy drzewo na kursie, kpt. Protasiuk zorientował się że coś tu nie gra i podjął próbę ręcznego poderwania samolotu. Było już jednak za późno. Kontrolerzy z Siewiernego /było ich trzech/ zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa lecz nie mieli uprawnień aby zamknąć lotnisko przed zagranicznym samolotem, kontaktowali się ze swoimi przełożonymi ale nie dostali jasnych instrukcji. Mieli na ten temat rozbieżne zdania. Wiedzieli, że odsyłając samolot prezydencki znanego z rusofobii L.Kaczynskiego na zapasowe lotnisko, wywołają skandal międzynarodowy – BOHATERSKI POLSKI PREZYDENT, KTÓREMU NIESTRASZNA MGŁA I PRYMITYWNE LOTNISKO, NIEDOPUSZCZONY NA UROCZYSTOŚCI KATYŃSKIE PRZEZ ROSJAN ! Był to zapewne scenariusz zapasowy Lecha i Jarosława Kaczyńskich, zgodnie z którym decyzja o nie lądowaniu na lotnisku Siewiernyj nie mogła wyjśc ze strony samolotu. Jednak Rosjanie intuicyjnie nie wpisali się w niego. Pozwolili Kaczynskim go zrealizowac. Pozostały przy życiu Lech Kaczyński i jego dwór z pewnością wykorzystaliby zamknięcie lotniska przez Rosjan do antyrosyjskiej kampanii oszczerstw a ich zbawcy staliby się kozłami ofiarnymi i być może ponieśliby konsekwencje służbowe. Wszak kilkadziesiąt minut wcześniej znacznie mniejszy - co trzeba dodac - Jak-40 wylądował , zresztą w lepszych warunkach, choć poniżej wymaganego minimum i bez formalnej zgody z wieży kontrolnej (!). Nie rozumieli poleceń kontrolera. Generalnie zarówno załoga samolotu jak i kontrolerzy mieli do wyboru albo postępować racjonalnie i ponieść konsekwencje służbowe albo poddać się presji zadufanych w sobie ignorantów na najwyższych stanowiskach. Rezultat znamy. Po katastrofie prezes i dożywotni właściciel PiS, Don Jarosław używa wszelkich wpływów aby narzucić opinii publicznej kłamliwą wersję o spisku Tuska z Putinem i męczeńskiej śmierci prezydenta. Spisek, zwłaszcza ruski, dodaje powagi i sensu tym śmierciom, a zwykłe zaniedbania, niekompetencja i bezprawne naciski polskiego prezydenta ujmują tej powagi i podkreślają że śmierc tych ludzi była bezsensowna. Gra PiSu toczy sie o odwrócenie uwagi od kompromitujących braci rzeczywistych przyczyn katastrofy i nadanie rysu heroizmu śmierci Lecha Kaczyńskiego, co wraz z Wawelem ma położyć podwaliny jego przyszłej legendy. Jeżeli fakty na to nie pozwalają to tym gorzej dla faktów. Dobrym przykładem jest tu raport A.Maciarewicza, który nie ma nic wspólnego z prawdą a jest bezwstydnie propagowany przez PiS. Ci ludzie nie maja nawet krzty elementarnej przyzwoitości. Dodajmy, że razem z prezydentem zginęło 95 innych osób, których nikt o zdanie nie pytał. byli nieświadomymi ofiarami śmiertelnej rozgrywki braci Kaczynskich z Tuskiem i z Rosja. "
niedziela, 20 stycznia 2013
Refleksje nad systemem sportu polskiego.: Marek Szczepkowski18:39 (zmiana)Edytuj Bo ciągle ...
piątek, 21 grudnia 2012
Straszne.
Prawdziwa twarz sportu polskiego...
piątek, 27 sierpnia 2010
O biednym człowieku.
Przeżyć 61 lat i nie odnotować żadnego osobistego, ani ogólnospołecznego sukcesu, to straszna trauma. Taki efekt ciągłej, bezkompromisowej walki o akceptację większości, której praktycznie, nigdy nie udało się uzyskać, może faktycznie doprowadzić człowieka do zaburzeń psychicznych. Piszę o Jarosławie Kaczyńskim. Od dziesiątków lat, same porażki. Nie będę ich wyliczał chronologicznie, bo zajęłoby to zbyt dużo uwagi ewentualnych czytelników. Zaczęło się od braku akceptacji pracy obu panów, przez Lecha Wałęsę. Powie ktoś, że to marny argument, bo prymitywizm tamtej prezydentury i jej otoczenia, był gołym okiem widoczny. Tak, ale to wynik demokracji, o którą ci panowie tak intensywnie, podobno walczyli. Trzeba było pracować nad zmianą postaw Polaków w takich warunkach, w tym konkretnym czasie i w tym miejscu, a nie obrażać się na rezultaty demokracji. Panu Jarosławowi, jak widać, stan zagniewanej duszy, pozostał do dziś. Po 4.07.2010 roku, identyczny brak zadowolenia z wyników demokracji, pozostał. Gorzej, właściwie przeprowadzone wybory, zostały, przez tego biednego, chorego na absolutną władzę człowieka, po prostu oplute. To już jest groźne nie tylko dla p. Jarosława, ale dla Polski i Polaków. Gorzej, bo to co spotkało tego człowieka: bezsensowna śmierć brata i w tym samym czasie śmiertelna choroba Matki, a prawie natychmiast "śmiertelna" porażka wyborcza, odmieniłoby w 61 roku życia, każdego, zdrowego psychicznie człowieka. A tu nic. Jeszcze straszniej!! Można siebie, trochę można rodzinę, ale nie można NARODU, narażać w świecie, na opinię grupowych psychopatów. Zbyt mocno, uzależnieni jesteśmy od, po prostu, pieniędzy innych nacji, aby stwarzać wrażenie graniczące z pewnością, że Polska i Polacy to "dziki kraj", któremu nie można ufać, który jest mało odpowiedzialny i nie będzie w przyszłości oddawał innym, dziś pożyczanych pieniędzy. A to już nie jest sprawa osobista, to sprawa naszych dzieci i wnuków. To sprawa wiarygodności Polski w świecie, Polski przyszłości. Współczuję biednemu człowiekowi, ale zmuszony jestem eliminować Go z przestrzeni politycznej. Pro publico bono..